Zastanawiając się nad tym, jakiego rodzaju refleksja byłaby najbardziej odpowiednia dla wydarzenia, którym jest jubileusz dwudziestolecia pracy Ośrodka Psychoterapii ALEJE, przyszło mi do głowy, że może nim być zjawisko nadziei w psychoterapii. Stąd – pozwoliłam sobie na zasygnalizowanie kilku myśli na temat istoty nadziei oraz znaczeń jej nadawanych.
Najprawdopodobniej bez doświadczenia nadziei niemożliwe jest szeroko pojęte zdrowie psychiczne a nasza praca z pacjentami polega zasadniczo na zasilaniu uszczuplonych pokładów nadziei lub reaktywowaniu utraconej. Ponadto – fenomen nadziei opatrzony jest znakiem plus – radością, ufnością, entuzjazmem, które to odczucia znakomicie pasują do naszej uroczystości.
Czym jednak właściwie jest nadzieja? Jako taka ?
Wielu autorów psychologów i filozofów rozważało już zjawisko nadziei w doświadczeniu człowieka .Czy nadzieja jest uczuciem czy procesem poznawczym i motywacyjnym? Bywa definiowana po prostu jako jeden z pozytywnych stanów emocjonalnych albo, poznawczo, jako rodzaj przekonania o umiejętności znajdowania rozwiązań, planowania dróg do osiagniecia celu, sprawności woli , tzw. silnej woli.
Paul Ricoeur (1991) pisał, że „nadzieja to radosne oczekiwanie na ziszczenie się pożądanego dobra”. A Gabriel Marcel w duchu zwanym „nadzieją generalną” – „ mieć nadzieję – to żyć w nadziei , a nie zaś koncentrować pełną niepokoju uwagę na uszeregowanych przed nami żałosnych żetonach, które gorączkowo i niestrudzenie przeliczamy, udręczeni strachem przed ogołoceniem i wyzuciem”.
Posługiwanie się przez autorów metaforami wskazuje trudność jednoznacznego zdefiniowania . Jedna z metafor brzmi np „Nadzieja jest drogą człowieka. Gdy ją traci jego życie staje się biernym oczekiwaniem na wyrok losu.”
Niewątpliwie w planie świadomym zasadnicze są takie aspekty nadziei , jak zainicjowanie jakiegoś celu, zmierzanie do niego i przekonanie , że człowiek dysponuje zasobami potrzebnymi do jego osiągnięcia. Pewnie te właśnie były nam wszystkim potrzebne przy zakładaniu Ośrodka ALEJE i przez wszystkie lata naszej wspólnej pracy. Przy głębszej refleksji dotykamy jednak zagadki, obszaru tajemnicy dotyczącego sfery relacyjności, bardzo trudnego do pełnego opisu jednak posiadającego kluczową wagę. W zagadce księżniczki Turandot z opery Giacomo Pucciniego przypomnianej na ostatniej trójkonferencji mamy takie słowa
„Każdy o to woła, każdy o to błaga ale zjawa znika o poranku, aby odrodzić się w sercu. I każdej nocy rodzi się i każdego dnia umiera”.
***
Początkowo, przez freudystów, nadzieja utożsamiana była raczej z iluzją, magicznym myśleniem i przeciwstawiana zasadzie realizmu traktowanemu jako fundament zdrowia. W psychoanalizie Freuda temat nadziei nie funkcjonuje. Freud mówił o skuteczności leczenia, lecz budował swoje teorie raczej w atmosferze pesymizmu, związanej z głębokim poczuciem nadciągającej katastrofy. Symbolem tej katastrofy, przeniesionym na grunt jednostkowego doświadczenia, jest u niego pojęcie popędu śmierci.
Inaczej widział to Lacan, który podkreślał konieczność wzajemnej głębokiej więzi analityka i pacjenta oraz nadzieję na przebicie zasłony oddzielającej terapeutę od osobistego doświadczenia pacjenta. Kluczowym pojęciem (zasadą i centrum) stał się u niego akt mowy, w którym analityk otwiera się na głos Innego. Relacja analizy jest zatem doświadczeniem rozmowy i wsłuchiwania się w mowę pacjenta.
Lacan bardzo mocno akcentował siłę dialogu na równych prawach. Pisał: „Liczy się nie to, co komunikowane, prawdziwie lub fałszywie, lecz istnienie komunikacji.” W tej komunikacji rodzi się zobowiązanie, by dopuścić do głosu pragnienie pacjenta. Podstawę stanowi nadzieja, że istnieje możliwość odwrócenia czasu, poprzez podążanie do punktu, w którym traumatyczne doświadczenie pacjenta może zostać wyłuskane i poddane reinterpretacji. Warunkiem tego przemienienia jest właśnie nadzieja przeistaczająca się w moc leczenia.
Jest to bliskie chrześcijańskiej perspektywie, w której grzech, pierwotne doznanie zranienia lub winy, może zostać uleczone i postawione w nowym świetle: odkupienia i powrotu do uczestnictwa w życiu. W tym duchu pisali Pascal i Kierkegaard, Bergson i Maritain.
Następcy Freuda (E. Ericcson i E.Fromm) przestali utożsamiać nadzieję ze złudzeniami. (za J. Kozielecki „Psychologia nadziei”). Dostrzeżono, że ma ona ogromną siłę sprawczą w przezwyciężaniu kryzysów. Wedle koncepcji zaproponowanej przez Ericka Ericcsona rozważanym zjawiskiem jest tzw. nadzieja podstawowa czyli „ogólne przekonanie, że świat jest sensowny i przychylny wobec ludzi. co wymaga także podstawowego zaufania, wiary w to, że świat ma sens”. (Tennen, Affleck i Tennen 2002).
Maslow i psychoterapia humanistyczna rozumiała nadzieję jako rodzaj specyficznego paliwa emocjonalnego, koniecznego człowiekowi do samorealizacji.
Nadzieja bywa też rozumiana jako afekt, w znaczeniu stanu umysłu i stanu wzbudzenia, które można opisywać jako odrębne doświadczenie emocjonalne. – tak jak to definiuje Nancy MC Wiliams (Opracowanie przypadku w psychoanalizie).
Podejście poznawcze formułuje definicję nadziei jako” wielowymiarową strukturę poznawczą, której centralnym składnikiem jest przekonanie, że w przyszłości człowiek otrzyma dobro (osiągnie ważny cel) z określonym prawdopodobieństwem.” (J. Kozielecki, Psychologia nadziei)
W terapii rodzinnej wyłania się zbiorowa nadzieja rodziny na zmianę i uzdrowienie rodzinnych relacji. Budzi się ona ze stanu zamrożenia, kiedy każda osoba może otwarcie przedstawić swoją perspektywę i ujawnić swoje prawdziwe potrzeby a wszystko to odbywa się w bezpiecznym kontenerze zbudowanym przez terapeutów. W podejściu transgeneracyjnym odkrycie i uleczenie zranień, win, traum i bolesnych tajemnic przodków prowadzi do uwolnienia i nadziei na życie w swojej własnej indywidualności zamiast w odziedziczonej roli czy pokutnej misji nałożonej przez ciemne strony historii rodziny pochodzenia.
W terapii par można odkrywać, w jaki sposób podstawowa nadzieja, nieustępliwa dziecięca fantazja o przyjęciu, relacji i miłości, o której pisze Melania Klein, pokazuje się i odtwarza w wyborze partnerów, zakochaniu a następnie często w dramacie rozczarowań i konfliktów. Nadzieja dziecięca w relacji z dorosłym partnerem w intymnej parze będzie energią wielokierunkową. Z jednej strony czynnikiem spustowym do wyboru partnera i zaistnieniu zakochania lecz zarazem wyzwalaczem dziecięcego zawodu i opuszczenia wyrażającym się w konfliktach z partnerem w parze i jeszcze, finalnie, czynnikiem leczącym poprzez popychanie do poszukiwania uleczenia.
Nadzieja posiada prawdopodobnie także swoją fizjologię.
Jaak Panksepp , twórca neuropsychoanalizy , wyodrębnił w mózgu neurologiczny obszar podstawowego systemu emocjonalnego, gdzie umieszczone jest entuzjastyczne angażowanie się w świat. Czy można by to określić neurofizjologicznym systemem nadziei?
Zapewne odkrycie tego faktu oznacza , iż zdrowie człowieka wymaga, by system ten funkcjonował sprawnie, podobnie jak wszystkie inne systemy w mózgu. Jeśli jest unieruchomiony, w jakiś sposób zablokowany, dochodzi do stanu depresji. Kiedy go wzbudzamy uruchamia się cały proces leczenia i depresja ma szansę się kończyć, uwzględniając oczywiście to jak różna jest subiektywna natura depresji o różnych osób, którą to specyfikę psychoterapeuta stara się odkryć i zrozumieć.
***
Razem wziąwszy, wygląda na to, że zjawisko nadziei współistnieje z rozwojem człowieka i jest konieczne na każdym jego etapie. Nieświadome, pełne nadziei oczekiwanie na bycie przyjętym i istotnym w relacjach stanowi zjawisko pierwotnie podstawowe, niemal tożsame z instynktem życia, impulsem do- matki przepełnionym oczekiwaniem przyjęcia.
Być może najkrótsze określenie nadziei mogłoby właśnie być takie – impuls do… Nadzieja dziecka, że podstawowo istnieje ono dla matki jako realna osoba, podmiot, z którym nawiązuje ona relację. Włączone w to byłaby oczekiwanie ,że przeżycia dziecka mają dla matki znaczenie, są ważne jak i samo dziecko. Adekwatną odpowiedzią na nie byłoby odzwierciedlanie.
W książce „Wstyd i zazdrość – ukryty zamęt” (Phil Mollon) opisuje skutki zaprzepaszczenia pierwotnej nadziei na przyjęcie. Powstaje wtedy trwale utrzymujące się doświadczanie wstydu czyli rozpoznawanie i odczuwanie przez dziecko, że nie jest takie jak chce matka lecz zostało obarczone jakimś zawinionym przez siebie defektem. Wobec tego nie może być przyjęte ani kochane. Balansuje na krawędzi potrzeby ukarania się a śladem nadziei, że to nieprawda. Dramatyczne, nieme pytanie skierowane do terapeutów o prawo do nadziei na przyjęcie dotyczy osób , które agresywni, sadystyczni opiekunowie przekonali , że jest w nich wrodzone zło a postacie tych opiekunów nadal zamieszkują umysły pacjentów. W procesie psychoterpii rodzi się w nich nadzieja , że zostaną z tego wyprowadzeni.
W procesie rozwoju funkcje „impulsu do” podlegać muszą różnicowaniu i zmianom. Nadzieja funkcjonuje więc następnie jako konieczny do zdrowia zasób związany z procesami separacyjnymi.
W książce „Po co są ojcowie” J. Trowell i A. Etchegoyen przedstawiony jest proces wkraczania ojca w stan pierwotnej symbiozy miedzy matką i dzieckiem. Wejście ojca w te przestrzeń powoduje pierwszą separację a następnie, kolejne jej fazy. Na pewnym etapie ojciec wprowadza zakaz przeciwko zlewaniu się matki i dziecka. Zakaz ten związany jest z tzw „sceną pierwotną”, czyli bliskością kobiety i mężczyzny , do której dziecko nie ma dostępu. Jest z niej pozytywnie wykluczone. Z czasem zakaz ten dotyczy też innych obszarów, co razem wziąwszy wspiera separację i indywiduację.
Zarazem, równolegle konfrontacja z zakazem otwiera przed dzieckiem możliwość doświadczania pragnienia i nadziei na spełnienie tego pragnienia a to z kolei skutkuje zdolnością do przeżywania namiętności zamiast jedynie chwilowych zachcianek i przyjemności. W ostatecznym efekcie zdolność do nadziei i namiętności przeciwdziała depresji, co jest niezbędne w zachowaniu szeroko pojętego zdrowia na każdym etapie życia.
***
Nadzieja w psychoterapii musi wszelako być udziałem obu stron. Skuteczność leczenia zależy także od nadziei psychoterapeuty. Prof.Czesław Czabała . w książce „Czynniki leczące w psychoterapii” wskazuje, że budowanie nadziei i jej wzmacnianie jest kluczowym zadaniem psychoterapeuty. Pisze „Budowanie poczucia nadziei trwa przez cały okres procesu psychoterapii… Kolejne doświadczenia wzmacniają przekonania pacjenta o zdolności poradzenia sobie zarówno z dawnymi doświadczeniami, jak aktualnymi i wyobrażeniami o zdarzeniach przyszłych” .
TERAPEUTA MA MIEĆ W SOBIE PRZEKONANIE O MOŻLIWOŚCI POMOCY PACJENTOWI. Jeśli tak nie jest z jakiegoś powodu np. braku doświadczenia lub innego rodzaju zakłóceń, następują komplikacje i zaburzenie procesu terapeutycznego. Jak pisze prof. Czabała „ Pacjent doświadcza po raz kolejny negatywnej oceny oraz przekazu, że jego problemy są zbyt skomplikowane i niemożliwe do rozwiązania.” Terapeuta, który nie czuje nadziei nazwie pacjenta trudnym, roszczeniowym czy oporującym. Na szczęście istnieją możliwości by temu zaradzić. „Ważnym sposobem utrzymania nadziei pacjenta –pisze prof. Czabała – jest zwracanie jego uwagi na bezpośrednie pozytywne efekty sesji terapeutycznych.” Wskazuje też, powołując się na badania, jak ważnym elementem leczniczym związku terapeutycznego, są pozytywne doświadczenia emocjonalne przeżywane również przez psychoterapeutę. Są one niezbędne dla budowania nadziei pacjenta co się przekłada na dobry efekt terapii!
Terapeuta musi być wobec tego szczególnie precyzyjny w monitorowaniu własnego poziomu nadziei , bo bez tego może zaprzepaścić rezultaty postępów pacjenta w jego drodze do szeroko rozumianego zdrowia.
Nancy McWilliams jednakże przestrzega terapeutów, żebyśmy zachowali umiar w naszej skwapliwości: „Terapeuci wciąż zmuszeni są do uważności na pojawianie się tego rodzaju nadziei, którą żywią rodzice dzieci adoptowanych. Nadziei, że ich miłość zostanie przez dziecko przyjęta jako nie różna od miłości rodziców biologicznych. Może to skutkować powstaniem w rodzinie „zakazanego terytorium emocjonalnego”, zakazu wyrażania cierpienia i izolacji. Istnieje zagrożenia, że taka nieuważna, entuzjastyczna nadzieja psychoterapeuty może zablokować nadzieje pacjenta na całkowite , bezwarunkowe przyjęcie. A w tym przyjęciu jest niezwykła moc przekształcania i uzdrawiania.”
Na koniec pragnę zamieścić szczególną definicję naszego zawodu sformułowaną przez Nancy McWilliams : „Terapeuci, uważani są (w społeczeństwie) za osoby z poważnymi problemami psychicznymi, które czują się lepiej gdy mogą sobie powiedzieć, że inni też zwariowali. Ale ich misją jest niesienie nadziei i zazwyczaj za dwie osoby. Pacjenta i siebie.”
Tatiana Wróblewska